15
submitted 2 months ago by obywatelle@szmer.info to c/antifa@szmer.info

Proud Boys can no longer legally use their own name and logo and are barred from selling any merch with either its name or its symbols without the consent of the Metropolitan African Methodist Episcopal Church, the Black church in Washington that Proud Boys targeted and vandalized.

Enrique Tarrio and several other Proud Boys attacked the church in December of 2020. The church won a $2.8 million default judgment against the Proud Boys and their former leader. After they failed to turn over any money, lawyers for the church sought to satisfy the judgment by seizing control of the trademarked name and by enjoining the group from “selling, transferring, disposing of or licensing any merchandise using the words “Proud Boys” or any of the organization’s symbols.

[-] obywatelle@szmer.info 5 points 3 months ago

Imo one były widoczne już wcześniej. Teraz jest to proces konsekwentnego urabiania widowni.

11
submitted 3 months ago* (last edited 3 months ago) by obywatelle@szmer.info to c/antifa@szmer.info

Alissa Azar (alissaazar@kolektiva.social), antyfaszystka z Portland (Oregon, USA) i aktywna użytkowniczka fediwersum, zajmuje się lokalnym aktywizmem i tzw gonzo journalism. Przkelejałam wam tu kiedyś jej posty z Mastodona, gdzie relacjonowała pierwsze godziny po obaleniu Asada w Syrii z perspektywy jej pozostającej na miejscu rodziny. Ale na co dzień działa u siebie i doprowadza lokalnych faszoli do spazmów, narażając się niestety na stalking i kilka mniej lub bardziej udanych groźb użycia przemocy wobec niej.

Była zatrzymywana już wcześniej za rzekome "zakłócanie" demonstracji skrajnie prawicowych grup takich jak Proud Boys. Teraz ma odpowiedzieć za rzekome "wtargnięcie" w maju 2024, kiedy nagrywała protest studentów na Portland State University. Jest jedną z co najmniej 48 dziennikarzy aresztowanych przez władze w 2024 i jedną z czterech skazanych na więzienie od 2017 roku.

Proces zacznie się 27 stycznia. Mimo szerokiego wsparcia ze strony "profesjonalnego" środowiska dziennikarskiego, stan Oregon jest wysoce zdeterminowany by ją udupić. Prokuratorzy w akcie oskarżenia używają języka z prawicowych mediów, określając ją jako "antifa ringleader".

Więcej w artykule, a apdejty możecie znaleźć na jej profilu na masto.

[-] obywatelle@szmer.info 4 points 4 months ago

Po co to gadasz? Dajesz mu tylko amunicję. Zaraz wylądujesz na jego kolejnej ścianie tekstu, Wyborcza poda to dalej a Anne Applebaum poszeruje na twitterze.

Poza tym co to było, jeśli nie akt terroryzmu? Przecież nie samoobrony. Odwet czy nie odwet – jak insurekcyjni anarchiści stosują terroryzm to się nie wypierają tego słowa.

Poza tym bez przesady, mamy przyklaskiwać Hamasowi, zamiast traktować go jak smutną konsekwencję radykalizacji kolejnych pokoleń przez politykę Izraela? Mamy się cieszyć że np. zginęło ileś osób z lewackiego kibucu niedaleko granicy z Gazą? Albo przyklaskiwać opcji, że anarchiści mogliby być odpowiedzialni za ataki na inne miejscówki związane z ruchem wolnościowym

Nie komputeryzuje mi się to.

[-] obywatelle@szmer.info 4 points 4 months ago

Co do Zuzany to jak w odpowiedzi do Harca, nie chodzi tu w ogóle o to co myślisz.

Celowo to pominęłam. Mnie interesuje inba medialna nakręcona przez osobę o bardzo wątpliwej integralności etycznej, która w dodatku posługuje się osobą tej Zuzanny wyjątkowo instrumentalnie w całej tej krucjacie. To, czy ktoś dostaje groźby, czy nie dostaje, i czy na pewno wie od kogo one są, to już zbyt zużyta nuta w dyskursie publicznym. Groźby miała dostawać J. K. Rowling za sprzyjanie terfkom. Groźby miał dostawać Łukasz Sakowski za swoją bigoterię. Kurwa, ja dostawałam groźby. Od "anarchistów". Trzeba być niepoważnym żeby przejmować się jakimiś anonimowymi podrzutkami.

Nie będę się wypowiadać o marszach w Warszawie, bo ich nie organizuję. Nie mam żadnej sympatii do środowisk leninistycznych. Wręcz przeciwnie. Ale nawet ja wiem i rozumiem, że ich osobliwe sojusze czy powielanie niektórych bzdur bierze się nie z antysemityzmu tylko z obsesji antyamerykańskiej. Wiem to po tym, że ci ludzie potrafią pleść najgorsze fikołki o Kurdach, Ukraińcach i właściwie o każdym kogo uważają za agenta USA, chociaż nie są per se ksenofobiczni. Bo w istocie nie są. Mają swoją ciężką fiksację na idei, że każde państwo czy ruch wspierany choć przez chwilę przez USA czy NATO ma być traktowany jak trędowaty i tyle. Stąd są w stanie sprzymierzyć się z największym idiotą, żeby tylko udowodnić swój point. Akurat ich "antykolonializm" jest funta kłaków wart, skoro nie potrafią dostrzegać np. długiej kolonialnej historii Rosji, tylko powielają pierdoły z tankistowskich portali. Wciąż, nie są to antysemici. I nie mają większego znaczenia dla antysemickiej narracji w Polsce, dlatego że niezależnie od nich, polska antysemicka prawica korzysta w tych sprawach z tych samych źródeł, tylko wysuwa inne konkluzje. To jest granie na ludowym resentymencie, ale trudno nie zauważyć że w roku 2024 ci ludzie atakują "puste znaczące". Żydów w Polsce już praktycznie nie ma. A kiedy ci sami ludzie stykają się z realnym Żydem, bardzo często nie wiedzą nawet co zrobić. To wszystko funkcjonuje dzisiaj jak jakieś zamierzchłe echo dawnej, prawdziwej i dość brzemiennej w skutkach nienawiści, której jednak niemal nikt z żyjących już nie pamięta.

Pojawia się za to nowy, o wiele bardziej niepokojący trend: jako że wszystkie duże opcje polityczne w Polsce są przynajmniej deklaratywnie proizraelskie, a tylko lewica nie, wśród młodych antylewicowców i "antysystemowców" coraz popularniejsze jest obwieszanie się flagami tego państwa, brandzlowanie się do retoryki "lwa judei" i oczywiście "oranie lewaków" w internecie za pomocą skrajnie islamofobicznych tejków. No i oczywiście usprawiedliwianie ludobójstwa "bo Izrael ma prawo do obrony", albo egdy wypowiedzi, że Arabowie nie mają prawa do życia. Zauważ: nikt na lewicy, nawet tej komunistycznej, nie mówi i nie uważa, że Żydzi nie mają prawa do życia. Nawet ci, którzy uważają, że państwo Izrael powinno zostać zniesione. Nikt nie pieprzy bzdur o "talmudycznej mentalności", albo jakichś "przyrodzonych cechach kulturowych" Żydów. Za to o Arabach wolno tak mówić do woli. Zwłaszcza w kontekście nagonki antyimigranckiej, która jest dzisiaj mainstreamem - nie antysemityzm.

Jeśli uważasz, że w obecnym kontekście bezsilności wobec okrucieństwa nawet dość skrajny postulat o zlikwidowaniu państwa Izrael jest antysemityzmem, to nie wiem co robisz w ruchu anarchistycznym. Wiesz, my nie lubimy państw. Uważamy, że ludzie powinni się rządzić sami. Może ci to umknęło. Wielu z nas mówi też, że Rosja nie powinna istnieć, albo powinna rozbić się na milion republik. Czy to ta słynna rusofobia? Myślisz że odmawiamy Rosjanom prawa do życia? Czy może po prostu nie widzimy innego wyjścia w obliczu faktu, że dopóki to państwo istnieje, użyje wszelkich sił i środków żeby podporządkować sobie innych? Jasne, sama likwidacja jakiegoś państwa nie da nam gwarancji że okrucieństwo ustanie, ale taki postulat powinien być zimnym prysznicem dla wszystkich, którzy biernie popierają ludobójstwo. W sensie: jeśli przemiany nie dokonają się od wewnątrz (w Izraelu, w Rosji...), to nie ma żadnych szans na pokój. To agresor ma się zmienić pierwszy, nie ofiara.

A czy ruch powinien być "oczyszczony z syjonizmu"? Jasna sprawa. Ruch antyfaszystowski jest ruchem antynacjonalistycznym. Syjonizm to żydowski nacjonalizm. Skoro nie wyobrażamy sobie ruchu 161 z flagami UPA na marszach, mimo poparcia dla Ukraińców, to nie będziemy też udawać, że jest nam po drodze z ludźmi, którzy usprawiedliwiają Izraelskie zbrodnie wojenne albo odwołują się do symboliki syjonistycznej. Skoro nie jesteśmy antyukraińcami, kiedy krytykujemy ukraińską skrajną prawicę (np. odmawiamy pomocy "chłopcom z Azowa" i życzymy im żeby się nawzajem powystrzelali, za to nie mamy nic przeciwko pomocy Ukraińcom), to nie jesteśmy antysemitami kiedy krytykujemy żydowski nacjonalizm.

Jak SPW robiło benefit dla Palestyny, to woleliśmy sprawdzić najpierw, czy org któremu pomagamy nie jest mimo wszystko związany z Hamasem. Chociaż czasem nie da się tego powiedzieć na sto procent. Nam się CHYBA udało, ale i tak syjonistyczni pożyteczni idioci zgłosili nasze wydarzenie do fejsbuka, przez co frekwencja była mniejsza i pieniądze też dość byle jakie. Wieloletnia postawa Izraela zagoniła o wiele więcej Palestyńczyków pod skrzydła Hamasu niż kiedykolwiek zdołali to zrobić wymienieni przez ciebie aktorzy wpływu, więc nie da się nigdy wykluczyć możliwości, że jakaś część pomocy trafi do zwolennika Hamasu. Izrael celowo sabotował wysiłki organizacji umiarkowanych, bo (do czego przyznawał się otwarcie) nigdy nie zamierzał akceptować jakiejkolwiek formy współżycia Żydów z Arabami opierającej się na jakiejkolwiek autonomii politycznej tych drugich. Doprowadził nawet do tego, że miejsca w których Hamasu nie było nigdy (jak Zachodni Brzeg) mają już zupełnie inne sympatie. Stąd bardzo łatwo powiązać dosłownie każdego o pomoc Hamasowi, zwłaszcza za pomocą myślenia poszlakowego jakie ty stosujesz: ktoś wyśmiał cię na instagramie, więc jest antysemitą. I potem się dziwisz, że tacy jak ja mają tego dosyć i piszą ci żartobliwie "twoja stara". Nad czym ty drzesz szaty z pozycji centrystycznego Boga z Olimpu, tuż po tym jak stworzyłeś na swojej stronie paszkwil oparty na rekurencyjnych przypisach do samego siebie i losowych skrinach z instagrama, które niczego nie udowadniają. I powtarzasz: ANTYSEMITYZM, ANTYSEMITYZM. Aż się przyklei. Serio, jak chcesz pisać o Farisie czy Hamadzie, to pisz o Farisie czy Hamadzie, a nie próbuj w jakimś szale przyklejać wszystkim jak leci swoich ulubionych łatek i implikować, że my wszyscy jesteśmy miłośnikami hamasowskiego terroryzmu i uwielbiamy mordowanie Żydów.

Tak naprawdę wykonujesz pożyteczną robotę tylko i wyłącznie dla Izraela, którego celem (jako państwa) jest anihilacja mniejszości arabskiej na zagarniętym przez siebie terytorium i uzyskanie na to pozwolenia od społeczności międzynarodowej. Nie przysługujesz się "lewicy" ani anarchistom, kiedy łykasz prowokacje w postaci sprejowania twojej miejscówki i dajesz paliwo do zdławienia oporu np. ruchów studenckich w Polsce. Bo takie paliwo jest dziś potrzebne, jako że, jak wspomniałam wcześniej, lewica oddolna pozostaje jedyną formacją polityczną w kraju która w ogóle rozumie problem wynikający z braku kontroli międzynarodowych czynników nad polityką Izraela. Jej opór może doprowadzić do zerwania bardzo intratnych relacji biznesowych, np. przez uczelnie, a także ochłodzenia stosunków dyplomatycznych, co zawsze boli liberałów, bo będzie trudniej uzyskać inwestycje z USA. Ale jeśli zrobić z nas wszystkich antysemitów, to nasz ruch będzie można zdławić o wiele łatwiej, co niesie za sobą wiele korzyści na milionie pól - a także sprzyja przesuwaniu okna Overtona jeszcze bardziej w prawo.

Również nie uważam że będę mieć siłę na pisanie więcej, bo to mnie wyczerpuje. Aktualnie próbuję walczyć z nowym chochołem który budujecie wspólnie z gazetowyborczą Warszawką, ale jako że nie jestem nikim znanym, jestem skazana na porażkę. Zwłaszcza że nie mogę wyjaśnić nawet JEDNEJ OSOBIE, która teoretycznie działa w "moim" ruchu politycznym, że stosuje manipulacje i robi krecią robotę wszystkim, sugerując że istnieje w Polsce na tzw lewicy jakiś szeroki resentyment antysemicki, na co nie ma ćwierć dowodu poza naginaniem wypowiedzi losowych ludzi z internetu pod swoją tezę.

(to, że Nidal faktycznie jest pro-Assadowy i że powinno się było po prostu doedukować ludzi o tym, kogo wpuszczają na chatę to jedna z niewielu uzasadnionych rzeczy, które napisałeś)

A najlepsze, że w sumie twoja odpowiedź była całkowicie obok tego co napisałam, składała się z kolejnych apriorycznych stwierdzeń ("jest tak ponieważ tak uważam"), na moje dość konkretne próby wyjaśnienia zaoferowała tylko ripostę że "a ja widzę to inaczej", albo że "tysiące ludzi zauważa problem". I nic więcej. A jeszcze pod koniec masz czelność mówić że "w sumie poczekasz, co ci odpiszę". W teorii w ogóle nie powinnam ci odpisywać, bo nie ustosunkowałeś się praktycznie do NICZEGO co napisałam, poza wtrętem o Hirszberg. Odpisuję ci tylko dlatego że jestem chora, a także przytłoczona bezmiarem głupoty narracji medialnej którą tworzą osoby, którym ty serwujesz paliwo. I bo nie wierzę w to, że masz jakkolwiek "neutralne" intencje, gdy na każdą krytykę Izraela odpalasz się jak pies Pawłowa swoim "A WIECIE ŻE HAMAS/NIDAL/ASSAD".

Dobija mnie to i pozostawia mnie to w stanie skrajnego rozgoryczenia, bo tam kurwa giną ludzie, tysiącami giną ludzie, radykalizują się coraz bardziej w stronę islamskiego fanatyzmu, a dla Szanownego Pana Spluwy najważniejsze jest to żeby ktoś nie powiedział przypadkiem "syjonista" w przestrzeni publicznej.

[-] obywatelle@szmer.info 6 points 4 months ago

Wyzywaj ludzi których nie znasz od debilek -> dziw się, że krąży o tobie opinia że jesteś zamknięty na dyskusję. 🙃

Nie wiem nic o Tobie. Wiem o tym, co piszesz i jakie bzdury rozsiewasz. Miarą twojego obecnego odklejenia jest poniższe zdanie:

"Nikt też nie odezwał się do mnie, ani kolektywu Postoju dostarczając jakikolwiek dowód czy logiczne argumenty na to że nie zaatakowali nas lewicowi antysemici."

Przecież to absurdalne z logicznego punktu widzenia. Jak można komuś dostarczyć dowody na to, że czegoś się nie zrobiło? Nie sugerowałam nic takiego. Sugerowałam tylko, że próbowano ci przemówić do rozsądku, bo miało to miejsce chociażby tutaj, na tym portalu i w innych miejscach. Za każdym razem z twojej strony była ściana, a potem wracałeś z kolejnym postem w którym przypisujesz losowym rzeczom wagę niewspółmierną do rzeczywistej, cherrypickujesz i powtarzasz do znudzenia: ANTYSEMITYZM, ANTYSEMITYZM.

Nigdzie nie sugerowałam że ktoś dostarczał ci jakieś "dowody". To głupota. To przecież jak ze słynnymi "dowodami na nieistnienie boga". Chyba jesteśmy na tyle rozgarnięci żeby rozumieć czym jest ciężar dowodu, prawda? I że to osoba stawiająca tezę ma obowiązek jej udowodnienia?

[-] obywatelle@szmer.info 4 points 4 months ago* (last edited 4 months ago)

"Zuzannę Hertzberg pamiętasz?"

No, ja na przykład pamiętam. Niesamowitą burzę w szklance wody o durne zdjęcie na okładce, które Warszawka podkręciła do rangi cenzury (zwyczajna nadwrażliwość redaktora, jak najbardziej głupia i niepotrzebna, ale nie mająca wpływu na samą wystawę artystki). Widać że dla tego towarzystwa Hertzberg to też za przeproszeniem szmata do wycierania podłogi. - jej samej nie było w tej dyskusji prawie wcale, była za to Nierodzińska wożąca się na jej kobyle i na własnej legendzie bojowniczki antypisu. Wtórował jej rozhisteryzowany Mrożek w GW, klejący naprędce narrację którą ty właśnie łykasz jak pelikan. Szreder z Mrożkiem kleją sobie w głowach że istnieje ciągłość kulturowa między Moczarem a współczesną lewicą. Moczarem i Gomułką. Najbardziej prawicowymi postaciami w całym PZPR, z których ten drugi dosłownie siedział w komuszym pierdlu za "prawicowe odchylenie". Mówimy o ludziach którzy w czasach PRL finansowali skrajnie nacjonalistyczny i faszystowski PAX z Bolusiem Piaseckim na czele i zakładali STOWARZYSZENIE PATRIOTYCZNE GRUNWALD, posługując się mieczykami Chrobrego - symbolem przedwojennych polskich faszystów. Czy mam rozumieć że dawny ONR też był lewicowy? Co w ogóle mam rozumieć z tego cholernego bełkotu???

Nie, stwierdzenie że "Izrael jest faszystowski" nie jest antysemickie. Przecież to absurdalne. Kiedy narzekamy na "faszystowskie rządy pisu" albo na 'faszyzującą się Polskę", jesteśmy tymi słynnymi antypolakami? Może powinno się nam zrobić nową Norymbergę, w końcu wiecie kto też był antypolski...? Komedia. Zachowujesz się jakbyś wczoraj odkrył istnienie retoryki anarchistycznej i rzucasz ślepakami w tłum, bo a nuż coś trafi. Przecież żeby znaleźć wypowiedzi Izraelskich polityków o charakterze faszystowskim, wystarczy dosłownie otworzyć mainstreamowe media. Za chwilę będziemy dyskutować jak na tym obrazku "radzę poczytać definicję, a potem się wypowiadać". Kiedy jest już faszyzm, a kiedy jeszcze nie? Kahanizm nie jest faszystowski? Skrajny nacjonalizm głoszący ideę identyczną z ideą Lebensraum (Netanjahu i jego słynne wyliczenia sprzed lat, ile przestrzeni życiowej potrzebują Żydzi w Palestynie żeby projekt kolonizacyjny się udał)? Żabotyński, idol Bibiego, nie inspirował się Mussolinim? Czy po prostu uważasz jak ostatnie zdziwione pikaczu, że słowo na F można wypowiedzieć wyłącznie wtedy kiedy działają komory gazowe i kiedy wyłącznie jedna grupa etniczna pada ofiarą ludobójstwa? Masz w ogóle cokolwiek do zaoferowania poza buzzwordami, których tysięczne powtarzanie ma wytworzyć wrażenie że dotykają prawdy? Bo sorry, ale przypieprzanie się do tego, że ktoś (pewnie pozbawiony tak szerokiej wiedzy) w odruchu wkurwu przeciwko ludobójstwu wsadził w swój artykuł jakąś grafikę, nie anuluje z marszu całej treści. Ty za to skaczesz sobie radośnie jak żabka, wybierając tylko te wisienki które najłatwiej pogryźć, grając dosłownego adwokata diabła w uniesieniu godnym naprawdę o wiele lepszej sprawy. I jeszcze masz czelność bredzić, że "dostrzegasz bezsensowność całego konfliktu", kiedy jedyne czym się zajmujesz to żałosne próby manipulacji mające w symboliczny sposób umniejszać skali ludobójstwa które się teraz odbywa (symboliczny, bo nie jesteś w stanie zaprzeczyć faktom, kiedy te fakty są dosłownie podawane przez kanały IDF/Haeertza/Knessetu, a nie przez Al-Dżazirę).

Tak, to jest ludobójstwo. To, co się teraz dzieje pasuje w każdym wymiarze do oficjalnej definicji używanej przez ONZ i stworzonej przez Lemkina. Tak, ja wiem, ONZ to na bank antysemici. Ale może chociaż Lemkin nim nie był?

Co do anarchistów - nie dziwię się że są wkurwieni. Trudno nie być. Dziesiątki tysięcy martwych ludzi ginie pod bombami w odwecie za kilkaset ofiar po drugiej stronie (zabitych również w odwecie za atak na Al-Aksę, ale to wygodnie przemilczeć), miliony w rezultacie radykalizują się jeszcze bardziej, bo od dziesięcioleci odmawia im się człowieczeństwa, zabijając ich nawet na pokojowych protestach, a tymczasem nawiedzeni prawdopośrodkiści "lewicy" siedzą na swoim złotym tronie i wymyślają pierdololo o "lewicowym antysemityzmie" i marzy im się świat, w którym każdy post na mediach społecznościowych każdy lewak będzie zaczynać od rytualnego potępienia Hamasu, żeby w ogóle móc łaskawie wypowiedzieć się na temat zbrodni wojennych.

Mogłabym nawet uwierzyć że jakiś bardziej narwany łepek mógłby rzeczywiście ucieszyć się z ataku na waszą miejscówkę, bo nie takie rzeczy już w polskim anarchizmie widziałam. Ale jedyne środowisko jakie znam, które byłoby potencjalnie zdolne do realnego ataku, nie wytrzymałoby chwili żeby się tym jawnie nie pochwalić i nie próbować spinować narracji na swoją stronę. Taka ich choroba - robili to nawet po tym, jak ich koledzy zaatakowali sąsiedni skłot, grając rolę ich rzeczników. W końcu byśmy się dowiedzieli, choćby z plotek. To środowisko jest znane z tego że średnio umie trzymać język za zębami. Tymczasem, może poza jednym autorem egdy fanpejdża, (niezwiązanego nawet z tym środowiskiem), nawet tej rzekomej radości nie było widać wcale w takiej skali, którą próbujesz sugerować. A uwierz mi, mam zerowy interes w obronie tego środowiska o którym mówię, bo całą sobą go nie znoszę. Po prostu wiem czym jest syndrom oblężonej twierdzy. Mam go właśnie przed oczami.

O tym, gdzie jest wasza miejscówka, wie każdy naziol w mieście. Nie raz was odwiedzali. No, chyba że to też byli anarchiści w przebraniu, cholera wie. Ale chyba nie jesteś na tym poziomie paranoi, więc rozmawiajmy poważnie. Wiemy dobrze które środowiska naziolskie są troszkę bardziej oczytane i rozeznane w symbolice czy narracji lewicowej. Ba, w kwestii palestyńskiej często przejawiają deklaratywnie bardzo podobne poglądy, chociaż oczywiście gardzą zarówno Arabami jak i islamem jako takim, ale przydaje im się to jako wygodny wehikuł dla ich rzeczywistego antysemityzmu. To nawet nie wymaga szachownicy 8D, nie trzeba tego specjalnie planować. Można zrobić to na zupełnym spontanie.

(oczywiście wciąż mogło być inaczej - nie będę niczego wykluczać, ale skoro nie mamy substancjalnych dowodów ani nawet wiarygodnych pogłosek, to może poszukajmy odpowiedzi w każdym możliwym miejscu, co?)

Zabawne też, że próbujesz wyśmiać sugestię o Mossadzie. Haha, foliarze, wszędzie widzą spiski. Tak się składa że miałam kiedyś zajawkę na historię działań wywiadowczych w czasach Zimnej Wojny i wiesz co? Akcja z puszką farby albo tabliczką z antysemickim napisem to jest Pan Pikuś przy skali tego, co wywiady naprawdę potrafią i co naprawdę robią. Zwłaszcza, kiedy wysiłek jest praktycznie żaden, a potencjalny uzysk wielki - bo podnosząc po raz kolejny kwestię polskiego antysemityzmu na arenie światowej można tanim kosztem spacyfikować wszystkie oddolne ruchy, np. studenckie, które domagają się ograniczenia lub zerwania współpracy lokalnych instytucji z instytucjami z Izraela. Ruchy które, niezależnie od oceny całego konfliktu, mają jak najbardziej racjonalne podstawy - podstawy których nikt nie kwestionował gdy np. przedmiotem wzburzenia w Polsce była współpraca z firmami czy instytucjami rosyjskimi. Słowo "antysemityzm" działa jak magiczne zaklęcie, zwłaszcza w kontekście kraju który faktycznie nie słynie z tolerancji, a jego obywatele są uważani przez cokolwiek niedouczonych Amerykanów za budowniczych i inicjatorów idei obozów śmierci. Serio, gdybym ja stała na czele naprawdę silnej i niezwykle sprytnej agencji wywiadowczej i napatoczyłaby mi się taka okazja, to nawet bym się nie zastanawiała. Mossad jest znany między innymi z perfekcyjnego zacierania śladów swojej działalności. Dawni agenci CIA czy MI6 w swoich wspomnieniach często podkreślali, że nikt nie potrafił tak perfekcyjnie ogrywać własnych "sojuszników" jak właśnie wywiad izraelski - czy to przez podbieranie źródeł, czy to przez dosłowne przejmowanie operacji, które inni tkali z mozołem przez miesiące. Myślisz że wraz z końcem Zimnej Wojny to wszystko nagle ustało? :)

Czy to jedyne możliwe wyjaśnienie ataku na wystawę w Postoju i tabliczki z napisem "Żydzi do gazu"? Nie. Czy to prawdopodobne wyjaśnienie? Jak najbardziej - biorąc pod uwagę analizę motywu, możliwości i korzyści. Czy autorzy panegiryków z Wyborczej i ludzie tacy jak ty rozważyli to choćby przez pięć sekund?

Odpowiedzi musisz udzielić sobie sam.

[-] obywatelle@szmer.info 9 points 4 months ago

Przecież nie ma nic prostszego. Puszka farby, A w łóżeczku i napis SYJONIŚCI to nawet wrocławskie autonomki potrafią wykminić. Co dopiero służby.

Analogicznie w Krakowie – znajome osoby urządzają manifę pod UJ, pełna kulturka, zero antysemickich haseł. Po tym, jak wszyscy poszli sobie z miejsca pikiety media "znajdują" wetkniętą w płot tabliczkę z napisem "żydzi do gazu". Organizatorzy nie przypominają sobie żeby ta tabliczka w ogóle tam była w trakcie dema. Ile to wysiłku? Zero. A efekt? Jak widać.

To jest nowa obsesja. "Lewicowy antysemityzm". Hasłowe traktowanie rzeczywistości w obliczu autentycznych deklaracji Izraelskich skrajnie prawicowych polityków którzy publicznie (!) mówią, że wszyscy mieszkańcy Gazy powinni zginąć i że "nie ma tam żadnych cywili". W obliczu dobrze udokumentowanych działań żołnierzy IDF którzy publikują je na swoim tiktoku.

Ale wzmożenie jest nakręcane przez znudzoną wszystkim Warszawkę – Mrożki, Nierodzińskie, Szredery i inne takie siedzą i próbują się wybić na produkowaniu kupy, licząc na cholera wie co. A ludzie kiedyś kojarzeni z ruchem lewicowym jak Woroncow (pracownik TVP INFO za PiSu i samozwańczy ekspert od radykalizmu) czy niniejszy Spluwa łapią się na to jak muchy.

I to w czasach, kiedy sami młodzi Żydzi zaczynają odwracać się od jawnie faszystowskich zapędów państwa, które miało być wyrazem ich aspiracji.

[-] obywatelle@szmer.info 7 points 4 months ago

Ale to nie tak że nikt mu nie sygnalizował. Naprawdę. To człowiek głuchy na dyskusję. Do dzisiaj nie przedstawił ćwierć dowodu na to, że "jego" miejscówkę zaatakowali anarchiści.

[-] obywatelle@szmer.info 8 points 4 months ago

Twoja stara to antysemita.

Dajesz się rozgrywać służbom lub naziolom – spoko, ale przynajmniej się tym publicznie nie chwal.

[-] obywatelle@szmer.info 4 points 5 months ago

A na niego to szkoda zachodu, jeszcze se legendę zrobi. Śmieciarka powinna przyjechać po prostu.

[-] obywatelle@szmer.info 6 points 5 months ago

Dla kanalii jego pokroju wymyślono jednak lepsze atrakcje. Niewielu ludziom tak naprawdę należy się przemoc, ale jemu należy się z całą pewnością.

[-] obywatelle@szmer.info 4 points 11 months ago

Czy rzecznik lokalnego oddziału Antify się wypowiedział???

[-] obywatelle@szmer.info 6 points 1 year ago

Ilaria Salis od prawie roku czeka na proces w obskurnej celi w Budapeszcie. Obrona cztery razy bezskutecznie występowała do węgierskich władz o zamianę więzienia na areszt domowy we Włoszech. Za każdym razem prośba została odrzucona. Rozprawa zacznie się 29 stycznia. W pierwszej połowie lutego w stolicy Węgier odbył się doroczny zjazd kilku tysięcy neonazistów z całej Europy. Podczas obchodów Dnia Chwały (Tag der Ehre) uczcili pamięć hitlerowskiego batalionu, próbującego zimą 1945 r. powstrzymać Armię Czerwoną przed zajęciem miasta. Takie imprezy nie mają oficjalnego pozwolenia w państwie Viktora Orbána, ale są tolerowane.

Wydarzenie ściąga też przeciwników neonazistów, głównie z Niemiec, ale także z innych krajów, którzy podczas czterech dni obchodów ścierali się z nazistami na ulicach węgierskiej stolicy. 11 lutego 2023 r. węgierska policja aresztowała dwóch obywateli Niemiec oraz Włoszkę 39-letnią Ilarię Salis za pobicie dwóch neonazistów. W związku ze sprawą Węgry zażądały też od Włoch ekstradycji 23-letniego Gabriele Marchesiego, ale bez skutku. Włoski sąd odrzucił wniosek ekstradycji Marchesiego z powodu "dysproporcji między względną nieistotnością zarzucanych faktów a ogromem przewidywanej kary" oraz "katastrofalnych warunków w [węgierskim] więzieniu".

W celi ze szczurami

Salis, aktywistka z Mediolanu, na co dzień pracuje jako nauczycielka bez stałego etatu w szkole podstawowej. W wysłanym w październiku liście z więzienia skarży się, że jest upokarzana. Mówi, że otrzymała brudne ubranie, którego nie mogła zmienić przez miesiąc. Kazano jej też nosić buty na wysokich obcasach. Przez pierwsze tygodnie nie otrzymała podpasek, papieru toaletowego i mydła, wiele razy zdarzyło się, że nie dostawała obiadu. Opisuje, że musi dzielić celę ze szczurami, karaluchami i pluskwami i jest w niej zamknięta przez 23 godziny na dobę.

W niedawnym wywiadzie dla "La Repubbliki" Roberto Salis powiedział, że przez pierwsze siedem miesięcy nie mieli kontaktu z córką, podobnie jak włoski adwokat. O jej sytuacji dowiadywali się za pośrednictwem węgierskich prawników. Z powodu pobytu w węgierskim więzieniu Ilaria straciła też pracę w Mediolanie. Mogą się kontaktować z córką dopiero od 6 września: 70 minut rozmowy na tydzień i jedne odwiedziny w miesiącu, podczas których używa się telefonów, a rozmówcy oddzieleni są od siebie ścianką z pleksiglasu.

Włoszce grożą 24 lata więzienia

Węgierska prokuratura uznała, że pobicia mogły pociągnąć "skutek śmiertelny", a ponadto zostały dokonane "w ramach organizacji przestępczej" - aczkolwiek aktywistce nie przedstawiono zarzutu przynależności do takiej organizacji. Może pójść do więzienia nawet na 24 lata – we Włoszech najwyżej na cztery.

Węgierska prokuratura zaproponowała jej 11 lat odsiadki w zamian za przyznanie się. Salis odrzuciła propozycję. Jak twierdzi, jest niewinna i brała tylko udział w pokojowych kontrmanifestacjach. "Die Welt" opublikowało nagrania z kamer, na których widać grupkę ok. 10 zamaskowanych ludzi, jak atakuje od tyłu mężczyznę, powala go na ziemię, okłada pałkami i pryska w twarz różowym sprayem. Podobną akcję przeprowadzają jeszcze raz, dopadłszy innego neonazistę. "Die Welt" podało dane dwóch napastników, Niemców: 21-letniego chłopaka i 23-letniej dziewczyny. Nie jest jasne, czy Salis uczestniczyła w tych atakach. Ojciec kobiety jest przekonany, że nie. W wywiadzie dla "La Repubbliki" Roberto Salis, inżynier z Monzy, mówi: "Nasza rodzina jest przeciwna przemocy. Moja córka nie jest anarchistką, lecz antyfaszystką i jestem z tego bardzo dumny. Ona i Marchesi stoją po dobrej stronie historii".

Obaj poturbowani mężczyźni dostali kilkudniowe zwolnienie z pracy z powodu odniesionych kontuzji.

Roberto Salis w rozmowie z portalem Wired twierdzi, że neonaziści upowszechnili jego adres domowy, zrezygnowali natomiast z wniesienia oskarżeń wobec jego córki, zapowiadając, że "policzą się z nią na ulicy".

Rząd Włoch milczy przez 11 miesięcy

Ojciec kobiety skarży się też, że – aż do niedawna – włoski rząd nie próbował interweniować. Na jego listy nie odpowiedzieli premierka Giorgia Meloni, MSZ, ministerstwo sprawiedliwości oraz marszałkowie obu izb parlamentu.

Sprawę nagłośniły włoskie media. Michele Serra, pisarz i publicysta "La Repubbliki", 10 stycznia napisał: "Rząd nie pisnął ani słowa. To, że Ilaria Salis znalazła się w kłopotach z powodu fizycznego przeciwstawienia się (nie wiemy, jaki był jej stopień udziału) zjazdowi nazistów, prawdopodobnie nie może się podobać skrajnie prawicowej władzy nacjonalistycznej. Ale przygnębiający jest fakt, że włoskie władze nie czują się zobowiązane, przynajmniej dla zachowania twarzy, do wsparcia rodziny zatrzymanej. Węgry są członkiem Unii Europejskiej. Obaj szefowie rządów, Meloni i Orbán, są w bardzo dobrych stosunkach. Wydaje się jednak, że żadna z tych okoliczności nie ma wpływu na los włoskiej obywatelki Ilarii Salis. Co się stało z hasłem >>Włosi przede wszystkim<<?". Bruksela liczy na kompromis z Węgrami w sprawie pomocy Ukrainie. Presję na Orbána wywiera Meloni ZAPISZ NA PÓŹNIEJ Zaraz potem słynny włoski rysownik Zerocalcare przedstawił historię kobiety w 26-stronicowym komiksie w tygodniku "Internazionale".

Zareagowała też lewicowa opozycja. Senatorka Sinistra Italiana Ilaria Cucchi (jej brata zakatowali w areszcie rzymscy karabinierzy 15 lat temu), tworząc komitet Uwolnijmy Ilarię Salis. 18 stycznia posłanka Lia Quartapelle z Partii Demokratycznej przedstawiła w Izbie Deputowanych interpelację do szefa MSZ Antonia Tajaniego. PD zażądało, aby minister przedstawił, "jakie inicjatywy zamierza podjąć rząd w celu zagwarantowania Ilarii Salis poszanowania jej praw podstawowych podczas przebywania w [węgierskim] więzieniu", oraz odpowiedział, czy rząd włoski zamierza poprosić Węgry o zgodę na zamianę więzienia Ilarii Salis na areszt domowy we Włoszech na czas trwania procesu. PD przypomniało MSZ, że takie rozwiązanie sankcjonuje Rada Europy. PD zapytało wreszcie, czy włoskie MSZ zamierza uczestniczyć w przesłuchaniach w charakterze obserwatora.

Minister Tajani prosi Węgry o pomoc

Interwencje parlamentarzystów lewicy zmusiły wreszcie włoski rząd do reakcji. Tajani oświadczył, że porozmawiał ze swoim odpowiednikiem w węgierskim rządzie Péterem Szijjártó i poprosił o "uważne zaangażowanie w sprawę naszej rodaczki, żeby zagwarantowane było traktowanie zgodne z prawem i godnością osoby" oraz o rozważenie "ewentualnych rozwiązań alternatywnych dla przetrzymywania w więzieniu".

Pierwsza rozprawa Ilarii Salis odbędzie się 29 stycznia.

16
submitted 1 year ago* (last edited 1 year ago) by obywatelle@szmer.info to c/antifa@szmer.info

Magdalena Parys: Pierwszy raz, odkąd zamieszkałam w Niemczech - a mieszkam w Berlinie od 1984 r. - boję się

Cztery lata temu w Oświęcimiu na uroczystościach 75. rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu Auschwitz Marian Turski wypowiedział pamiętne słowa: "Auschwitz nie spadł nagle z nieba, Auschwitz tuptał, dreptał małymi kroczkami, zbliżał się, aż stało się to, co stało się tutaj".

Po fali tuptania, dreptania i zbliżania się w Europie dzieje się to, co nieuchronne. Niemcy nazywają to już po imieniu i ruszają na demonstracje z plakatami: „>>Nigdy więcej<< jest TERAZ!"; „Nigdy więcej 1933-1945!"; „Kolorowi, a nie brunatni!".

Musiało wydarzyć się coś nieprawdopodobnego w tym prawie osiemdziesięcioletnim bastionie demokracji, aby klasa średnia tak licznie ruszyła się z domów i zapełniła niemieckie miasteczka i miasta. I rzeczywiście. Wydarzyło się. W Poczdamie doszło do spotkania wysokiej rangi polityków partii AfD, prawicowych ekstremistów i ludzi ze świata biznesu, na którym omawiany był „masterplan" dotyczący przymusowego wysiedlenia z Niemiec imigrantów i "niezasymilowanych obywateli". Działo się to wszystko zaledwie dziewięć kilometrów od willi, w której na konferencji w Wannsee 20 stycznia 1942 r. zebrali się wysokiej rangi niemieccy urzędnicy państwowi, pod przewodnictwem Reinharda Heydricha, aby omówić ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej (jak eufemistycznie określano rozpoczęte już ludobójstwo Żydów). Siła symboli jest nie do przecenienia i to ona zazwyczaj przelewa kielich goryczy. W tym przypadku kielich przerażenia.

Na mnie to, o czym mówił Marian Turski, spadło już rok temu i nazywa się dosłownie: hitleryzm. Odkąd usłyszałam historię z ust mojego przyjaciela, nie potrafię się w nowej rzeczywistości odnaleźć. Sądząc po manifestacjach przeciwko prawicowemu radykalizmowi, które przetaczają się od tygodnia w całych Niemczech, nie tylko ja się boję.

Tort ze swastyką

W maju zeszłego roku umówiłam się z przyjaciółmi w restauracji niedaleko byłej centrali Gestapo, Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy i SS. Nie mam pojęcia, czemu pomyślałam wtedy właśnie o Gestapo, bo przecież po strasznym gmachu przy Prinz-Albrecht-Straße (dzisiaj Niederkirchnerstraße) nie ostał się nawet kamień. Niedaleko znajduje się szkoła, w której pracowała moja mama, i wiele innych jak najlepiej kojarzących się współczesnemu berlińczykowi instytucji, ale nie o nich pomyślałam w ten wiosenny dzień.

Słońce, róże w wazonie, wino, dobre jedzenie, jezdnią przetacza się orszak ślubny, trąbi jak oszalały, tureckie zaślubiny i kiedy robi się cicho i przyjemnie, nasz przyjaciel Peter zamawia butelkę wina i mówi: "Opowiem wam historię".

Peter od 30 lat prowadzi sieć cukierni, ma też fabrykę, w której kreuje najróżniejsze cuda; ciasta, torty, torciki, babeczki itd. Interes prosperuje świetnie, prosperowałby jeszcze lepiej, gdyby nie brak ludzi do pracy. Jak większość pracodawców w Niemczech Peter boryka się z tym problemem od lat; brakuje nie tylko wykwalifikowanych cukierników, ale też sprzedawców, dostawców. Nasz przyjaciel jest realistą, nie wydziwia, bierze, co jest, nie oczekuje wysokich kwalifikacji, sam uczy. W jego niewielkim przedsiębiorstwie kształci się kilku przyszłych cukierników. Twierdzi, że to cud, że ich ma; nikt nie chce wstawać o świcie, uczyć się trudnego zawodu, młodzi i starzy wolą pracować w home office. Nie ma też w Berlinie miejsca, gdzie przyszli cukiernicy mogliby zdawać państwowe egzaminy czy zdobywać mistrzowskie papiery, muszą jechać do Lipska (to ważny aspekt tej historii).

Jednym z uczniów jest osiemnastoletni Oliver, kreatywny i pracowity. Peter chucha i dmucha na podopiecznego, kto wie, może ten kiedyś przejmie po nim sklepy i fabrykę? (córka Petera wybrała home office, syn studia inżynierskie).

I tak któregoś dnia Oliver jedzie na egzaminy do Lipska. Dużo się uczył, długo myślał nad składnikami, ozdobami, kremami i nad czym tam jeszcze myślą cukiernicy. Peter był dobrej myśli, choć skrycie denerwował się bardziej od swego podopiecznego. Jego niepokój się wzmógł, kiedy Oliver po egzaminie nie zadzwonił, a następnego dnia wysłał do szefa lakoniczną wiadomość, że jest chory i nie przyjdzie do pracy.

Oto co się okazało. Oliver dał w Lipsku, jak twierdzi, pokaz swego życia: kilkupoziomowy tort w kształcie serca. Następnie z bijącym sercem czekał na werdykt. Wcześniej niespecjalnie zwracał uwagę na pozostałych uczniów, bo zbyt bardzo przejęty był własnym losem. Jednak na krótko przed wejściem na salę zauważył wyjeżdżające stamtąd wypieki, a na nich lukrowane, świetliste swastyki. Początkowo myślał, że zamroczyło go ze zdenerwowania, lecz kiedy kolejny uczeń wyjechał z ciastem, na którym widniało wielkie kremowe SS, nie miał już wątpliwości. Czyżby coś w Lipsku teleportowało cukierników do Rzeszy?

Mimo to dał z siebie wszystko, mówił jak erudyta, zebrał pochwały, a na koniec usłyszał: trója. Skala ocen w Niemczech wynosi: od jeden do sześciu. Jeden to celujący, a sześć, wiadomo, pała. Trójka nie mogła zatem usatysfakcjonować pracowitego Olivera, tym bardziej że, jak zapewniał nas Peter, wykuty był na blachę. Tymczasem z radosnych pokrzykiwań uczniów, którzy zaprezentowali swastyki i esesmańskie SS, wynikało, że otrzymali oceny celujące. Przyszli niemieccy cukiernicy nie przybijali sobie piątek, lecz wywalali ochoczo ramiona ku górze w pozdrowieniu wodza. Tak właśnie. "Heil Hitler!" - grzmiało na korytarzach zacnego budynku, kiedy trójkowicz Oliver opuszczał go rozgoryczony i świata nierozumiejący. No i od tego wszystkiego się rozchorował, podsumował Peter.

Jeszcze krótka dygresja. Nic z tego, co powyżej i dalej przeczytacie, nie jest ubarwione, przesadzone, powiedziałabym, że raczej stonowane. Dla bezpieczeństwa Olivera i Petera musiałam zmienić im imiona, także profesję Petera, profil szkoły i miasto, w którym Oliver odbywał egzaminy. Bo ramię tych, o których mowa, jest dłuższe, niż można przypuszczać, a przed Oliverem jeszcze dalsze wyprawy do Lipska i egzaminy.

Będzie jeszcze gorzej

W rodzinnym domu Olivera nikt w tę historię nie chciał wierzyć. Rodzice są Czechami, przyjechali do Niemiec na początku lat 90. z myślą o lepszej przyszłości i założeniu rodziny. A więc w czasach, kiedy świat z dnia na dzień wydawał się lepszy i lepszy, padały mury, komunizm i przebąkiwano, że Czechy będą kiedyś w UE, a nawet w NATO. Wyjechali jednak do Niemiec, bo Niemcy to Niemcy. Kraj demokratyczny, bezpieczny. A więc w Berlinie urodził się Oliver. „Aha, dodaje jeszcze Peter, jak by to miało coś do rzeczy: pradziadka Olivera zamordowano w obozie w Treblince".

Młodość jest pragmatyczna, nastolatek trzy dni odchoruje i życie może toczyć się dalej. Oliver wrócił więc do pracy i do nauki. Wytłumaczył sobie, że to tylko incydent. Na szczęście mieszka w Berlinie i tu takie rzeczy się nie zdarzają.

Tu nasz przyjaciel Peter przerywa opowieść, popija wino, bo mu w ustach zaschło i mówi: "Jeśli myślicie, że to koniec, to niestety nie. Będzie jeszcze gorzej".

Oliver dalej chodzi do szkoły w Berlinie, tylko egzaminy zdaje w Lipsku. Niestety do egzaminów trzeba się przygotować, a najlepiej można się przygotować w grupach, najlepiej tam, gdzie się odbywają, w grupach z nauczycielami. Oliver znów musiał jechać. Do Lipska.

No i co dalej? – pytamy niecierpliwie.

„Oliver chce tylko przetrwać i nie chce się rzucać w oczy. No i teraz też już, jak inni, pozdrawia kolegów, wywalając ramię do góry ku czci wodza". Po chwili dodaje: „Chociaż mam wrażenie, że jemu się to też coraz bardziej podoba".

Milczymy. „Może to tylko młodzieńcze żarty"? Rzuca w końcu któreś z nas. „Nie sądzę", odpowiada Peter. „To niemożliwe", powtarzają urodzeni, wychowani w Berlinie rodowici berlińczycy. „Może w Niemczech nie jest zbyt różowo, ale nie jest aż tak źle! Kto by do tego dopuścił nawet w Saksonii", „Może on to wszystko wymyślił? A zdjęcia jakieś są na to? Dowody?".

Siedzę cicho i nie wiem, co gorsze, czy to że klasa średnia zebrana przy suto zastawionym berlińskim stoliku zamyka oczy na to, co dzieje się wokół, czy, że młodziutki Czech, którego pradziadka Niemcy zabili w Treblince, dla świętego spokoju wita się z kolegami: "Heil Hiltler"?

Wciąż tłucze mi się po głowie jedenaste przykazanie Mariana Turskiego: „nie bądź obojętny, bo jeżeli nie, to się nawet nie obejrzycie jak na was, jak na waszych potomków, >>jakiś Auschwitz<<, nagle spadnie z nieba".

Kilka tygodni później rozmawiam z Peterem i pytam nieśmiało, co tam u Olivera. Mój przyjaciel odpowiada, że nie ma co wyolbrzymiać tego zdarzenia, bo to była tylko dziecinna zabawa. Ma inny problem, oto zgłosiło się do niego kilku młodych Afrykańczyków, świetni chłopcy i chcieliby uczyć się na cukierników, ale nie może ich przyjąć, bo jak oni sobie w Lipsku poradzą?

Myślałam, że już nic nie może mnie bardziej przerazić w tej historii, ale Peter w końcu sam mówił, że będzie jeszcze gorzej. Od tej chwili czuję przejmujący strach. Nie chodzi o to, że Peter nie przyjmie Afrykańczyków i że ci „w Lipsku sobie nie poradzą", chodzi o to, że Peter wmawia mnie i sobie, że nic się nie stało.

Sen z powiek nie spędza mi już to, co dzieje się w Polsce, ale co dzieje się w Niemczech i który stopień awaryjny z małej wielkiej książeczki „O Tyranii. Dwadzieścia lekcji, jak stawiać opór" Timothy'ego Snydera w razie czego zastosować.

Mniej więcej w tym samym czasie w mediach upubliczniony zostaje list, w którym nauczyciele ze szkoły średniej w Burg (Brandenburgia) skarżą się, że codziennie spotykają się z prawicowym ekstremizmem, seksizmem i homofobią w szkole. Piszą, że doświadczają ze strony przełożonych "ściany milczenia". Piszą, że nauczyciele i uczniowie, którzy otwarcie występują przeciwko radykalnie prawicowym uczniom i rodzicom, obawiają się o swoje bezpieczeństwo. W szkole słucha się faszystowskich marszów i neonazistowskiej muzyki, wita się: „Heil Hitler", parafrazuje powiedzenia z Goebbelsa, neguje się Holocaust itd.

Przypomnę, że Burg (miasto na drodze z Berlina do Cottbus) ma niechlubną prahistorię. Trafiło na pierwsze strony mediów w 2020 r. z powodu działalności prawicowych ekstremistów. Jeden z lokalnych przedsiębiorców przejął tradycyjną gospodę w mieście i stał się centralną postacią na neonazistowskiej scenie w rejonie Cottbus. Ministerstwo spraw wewnętrznych uznało Burg za centrum spotkań niebezpiecznych prawicowych ekstremistów. Czy kogoś naprawdę dziwi, że kilka lat później dzieci tych ludzi sieją popłoch w szkołach?

Nie milczcie!

W maju ubiegłego roku media obiega jeszcze jedna informacja, tym razem o młodzieży, która udała się kilkanaście kilometrów za Berlin, aby w ciszy i spokoju przygotować się do matury. Część z nich to muzułmanie. Zostają zaatakowani przez neonazistów, próbują wtargnąć do wynajmowanych przez uczniów pomieszczeń. Interweniuje policja, dwadzieścia osiem osób zostaje zatrzymanych. Maturzyści wracają do Berlina pod eskortą policji. Naczytałam się tyle zeznań świadków, że przez kolejne tygodnie pod powiekami wciąż mam obraz przerażonych nastolatków, barykadujących krzesłami i łóżkami drzwi.

Prezydent Niemiec Frank Walter Steinmeier jest zszokowany. Wzywa do debaty: "Nie milczcie!", żąda wyciągnięcia konsekwencji "Ważne jest, aby wydarzenia te nie były dłużej ukrywane lub minimalizowane. List otwarty, w którym nauczyciele ze szkoły w Burg apelują o pomoc, wstrząsnął wieloma osobami, w tym mną".

Ani w maju, ani w czerwcu, ani w lipcu 2023 r., ani w żadnym innym miesiącu aż do 10 stycznia 2024 r. wciąż nie słychać ani nie widać żadnej debaty.

Po spotkaniu z przyjaciółmi w maju zeszłego roku pierwszy raz, odkąd zamieszkałam w Niemczech (mieszkam w Berlinie od 1984 r.), przychodzi mi do głowy, że się boję. Że zaczęło się coś, o czym nieustannie przypomina Marian Turski i to, o czym czytałam w książkach takich jak „W ogrodzie bestii" Erika Larssona czy wstrząsających wspomnieniach „Ponad dachami Berlina" Stéphane Roussel (pierwszej francuskiej kobiety korespondentki opisującej na bieżąco zmieniające się Niemcy na krótko po dojściu Hitlera do władzy).

Björn Höcke zapowiada „okrutną kasację"

Klasa średnia w Niemczech długo potrzebuje, żeby się przebudzić. Po spotkaniu prawicowych ekstremistów w Poczdamie słyszę podczas demonstracji w Berlinie od niektórych uczestników, że jeszcze nigdy nie byli na żadnej demonstracji, ale teraz nie mają wyjścia. Nie mają. W Niemczech co piąty wyborca deklaruje, że będzie głosował na AfD, co trzeci zamierza głosować na AfD w Turyngii, w Brandenburgii, Saksonii, Saksonii-Anhalt i Turyngii.

Bastionem nacjonalizmu była od zawsze Turyngia, a więc land w Niemczech, w którym notowania AfD sięgają 30 proc., land, w którym szansę na przejęcie władzy ma Björn Höcke, były nauczyciel, a od ponad dekady polityk, który od samego początku w 2013 r. współtworzył struktury AfD. W roku 2014 zdobył mandat deputowanego do landtagu w Turyngii i stanął na czele frakcji poselskiej AfD. W wyborach 2019 został wybrany ponownie do landowego parlamentu. W jego wypowiedziach socjolodzy i historycy dostrzegają język faszyzmu, rasizmu, rewizjonizmu historycznego, antysemityzmu oraz idee narodowego socjalizmu. Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BFV) sklasyfikował Höckego jako prawicowego ekstremistę i monitoruje go od początku 2020 r.

W roku 2018 Höcke wydał książkę, coś w rodzaju wywiadu rzeki: „Nie zweimal in denselben Fluß" (Nigdy dwa razy do tej samej rzeki), w której uchyla rąbka tajemnicy… co zamierza zrobić z obywatelami, którzy nie wpisują się w obraz Niemiec, tak jak sobie to Höcke wyobraża. Te przemyślenia nie dotyczą tylko obcokrajowców, dotyczą niemal wszystkich niedostatecznie zintegrowanych migrantów, także tych z dowodem niemieckim, także towarzyszy z jego własnej partii i Niemców, którzy działają według niego na szkodę państwa niemieckiego (pracują na przykład na rzecz migrantów).

Höcke wspomina nie tylko o ich reemigracji, lecz o „okrutnej kasacji". Cóż to może znaczyć? Czy nie brzmi to znajomo? Czy aby ktoś zamknięty w więzieniu po puczu monachijskim w 1923 r. nie pisał swojej książki w podobnym tonie?

Björn Höcke ma realną szansę zostać pierwszym skrajnie prawicowym politykiem w powojennych Niemczech, premierem Turyngii w wyborach we wrześniu 2024 r.

view more: next ›

obywatelle

joined 4 years ago